Makijaż czy maska?

Twarz bez makijażu.

Dla wielu osób temat drażliwy i niemal nieakceptowalny. Piszę osób, a nie kobiet, z dwóch powodów; po makijaż sięgają coraz częściej również mężczyźni, a po drugie niektórzy z nich również nie akceptują swojej partnerki bez klasycznej maski. W końcu makeup to znak, że o siebie dbamy, a kto nie pragnie u swojego boku kogoś, kto wywiera wrażenie wszędzie, gdzie się pojawi.

Pytanie tylko — jakie to wrażenie?

Z naszą maską jest trochę jak z powiedzeniem: Nieważne, jak, byle mówili. I ten nieszczęsny makijaż również, niekiedy byle był.

I nie wynika to wcale z chęci dbania o siebie, a strachu przed pokazaniem innym naszego naturalnego ja. Znam wiele kobiet, które na myśl o tym, że ich partner/ka miałby zobaczyć je rano bez makijażu, przechodzi dreszcz przerażenia, więc wstają wcześniej, byle nałożyć na twarz cokolwiek. Naprawdę uważają, że ich druga połówka jest tak naiwna, czy może sądzą, że przez brak makeupu zostaną nagle porzucone? Obie z tych opcji napawają mnie niesmakiem i przerażeniem, ale przede wszystkim kazały mi się zastanowić, czy raczej nieco pogdybać, gdzie leży granica między dbaniem o siebie a ukrywaniem się. Powiedziałabym, że jeśli nasz partner nie akceptuje tego, jak wyglądamy naturalnie, to powinien skierować się do drzwi i do porządku je za sobą zamknąć — jesteśmy w końcu więcej warci niż szpachla, którą nosimy. A jednocześnie napędzamy to podejście własnym zachowaniem i ukrywaniem swojej twarzy.

Szkoda tylko, że nawet najlepszy makijaż nie ukryje naszych niepewności, strachu i zepsucia.

Jak to się stało, że teraz to te osoby, które są naturalnie ładne, nakładają na siebie najwięcej kosmetyków, niejednokrotnie przesadzając i tworząc obraz wręcz karykaturalny? Czy media i powszechnie uznany wizerunek piękna odbija się na nich najbardziej, ponieważ im do niego najbliżej? Jak to jest, że piękna kobieta jest całkowicie pozbawiona pewności siebie, a jeśli już ją posiadana, uznawana jest przez innych za próżną?

Mamy prawo być zadowoleni z tego, jak wyglądamy i nie czyni nas to narcystycznymi. Jeśli coś jest ładne, to po prostu jest, tyle, czy się to komuś podoba czy nie.

Moment, w którym nakładamy makijaż nie dla siebie a po to, by spełnić czyjeś chore oczekiwania lub dostosować się do otoczenia jest momentem, w którym przekraczamy granicę dzielącą nas od nałożenia na siebie maski.

Szpachla nie jest seksi.

Kosmetyki są po to, by z nich korzystać, makijaż po to, by go robić, bawić się nim, próbować zrobić z siebie lepsze ja. Ale niech to wciąż będzie ja, a nie księżniczka Fiona pod osłoną nocy.

Jednak, finalnie, przecież o gustach się nie dyskutuje 🙂

Koreańska pielęgnacja i dobór kosmetyków [cera dojrzała/tłusta]

Tym razem mierzyłam się z dość sporym wyzwaniem. Zostałam poproszona o skompletowanie zestawu pielęgnacyjnego do cery dojrzałej i tłustej. Musiałam zagłębić się w otchłań informacji, aby wykopać z niej odpowiednie produkty, zamknąć się w budżecie i dopilnować, aby wszystko miało ręce i nogi.

Koreańska pielęgnacja skupia się z reguły na dziesięciu krokach, jednak nie znaczy to, że musi być dokonana tylko koreańskimi kosmetykami, ani że koniecznie należy wykonać każdy krok. Czy to z racji ograniczonego czasu, czy po prostu braku potrzeby ku temu. Po jakimś czasie każdy z nas zauważy, co jest dla niego niezbędne, a co nie. Nie zawsze pokazane pielęgnacje mają tę samą kolejność wykonywanych czynności, nie zawsze są identyczne, a więc można stwierdzić, iż mamy tu pole do popisu i pewnego rodzaju swobodę.

Nie czarujmy się, ktoś, kto jest zawalony masą obowiązków, nie będzie miał czasu, by codziennie aż tak się bawić, jednak nawet kilka kroków sprawi, że nasza cera poprawi swoją kondycję.

1-2. Demakijaż i oczyszczenie

Zaczyna się z reguły od olejku oczyszczającego do demakijażu, a więc w momencie, gdy makijażu nie nosimy, możemy spokojnie ten etap pominąć. Kolejny krok to oczyszczenie twarzy, osobiście stosuję tego piankę oczyszczającą i tym sposobem dobrałam tu zestaw olejek + pianka od THE FACE SHOP. Olejki stosuje się rano i wieczorem, osobiście używam ich tylko wieczorem, natomiast piankę – dwa razy dziennie. Pianka to tzw. Double cleanse, które pozbywa się tego, co zostało pominięte. Bardzo przyjemne są te na bazie ryżu, zielonej herbaty.

3. Złuszczanie

Ten krok powinien być pokryty raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu. Mowa tu o użyciu peelingu lub innego produkty złuszczającego, nie można więc przedobrzyć. I tutaj postanowiłam nie zalecać niczego i pozostawić wybór przyjaciółce, co preferuje.

4. Toner

Toner zarówno oczyszcza, jak i przygotowuje cerę do kolejnych kroków, czyli do wchłonięcia kremów, ampułek etc. To pierwszy etap nawilżenia, bowiem o wiele ciężej wchłania wodę cera całkowicie sucha. Nie mogłam więc go pominąć i tu moją propozycją był toner od MISSHA.

5. Esencja

Osobiście ten krok pomijam. Esencje służą do dodatkowego nawilżania, działają anty-aging, jednak nigdy nie było potrzeby, bym po nie sięgnęła – moja cera radziła sobie bez nich.

6. Zabiegi

Czyli ampułki, formuły witaminowe etc. Tzw. Booster to świeżynka na rynku, której zadaniem jest ochrona warstwy rogowej skóry. O ile np. serum walczy z danym problemem cery, o tyle booster wzmacnia powierzchnię skóry i tworzonej przez nią bariery ochronnej. Nie poleca się go jednak dla cery wrażliwej i alergicznej. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że to taki trochę bajer dla fanów azjatyckiej pielęgnacji. Tym samym to pole pozostawiłam również puste.

7. Maski w płachcie

Uwielbiam ten krok, jak chyba większość z nas. Z ciekawostek, spotkałam się nawet kiedyś z maską after heavy drinking, przy której czułam się, jakby włożyła twarz do zamrażarki, a opuchlizna naprawdę zniknęła w przeciągu dwudziestu minut. Bardzo dobrze wspominam zestaw masek z Innisfree, dlatego to je poleciłam.

8. Krem pod oczy

W moim i wielu osób starszych przypadku absolutny mus. Moje oczy to pierwsze, co cierpi, gdy zaczynam sobie odpuszczać – poczynając od napuchnięć, kończąc na ciemnych worach przez zmarszczki. Tutaj pozostaję wierna marce MIZON, która mnie póki co nie zawiodła i to właśnie ją zaproponowałam.

9. Nawilżenie

Można ten krok pokryć różnymi produktami, osobiście obstaję przy klasycznym kremie. Tu czekało mnie prawdziwe wyzwanie, ponieważ sama mam cerę mieszaną, a znalezienie czegoś do cery tłustej i problematycznej było… cóż, problematyczne. Zaufałam jednak po raz kolejny sprawdzonej marce i poleciłam MISSHĘ.

10. Ochrona przed słońcem

Czyli krem ochronny. Stosuję go tylko w lecie i to nie codziennie, aby nie doprowadzić do sytuacji, gdy cała będę opalona, a moja twarz blada jak ściana (a i tak należę już do bladziochów). Większość kremów BB przeze mnie używanych ma filtr minimum dwudziestkę, więc nie przejmuję się tym aż tak.

Finalnie jestem zadowolona z tego, co udało mi się znaleźć i skompletować na start o efektach dopiero usłyszę, ale jestem pełna nadziei.

Jaka jest Wasza dzienna rutyna dbania o cerę?

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij